"Evil Dead" to remake filmu, który osiągnął status kultowego wśród miłośników grozy. Ryzyko spartolenia całości było przeogromne, jednak twórcy zdecydowali się oddać szacunek klasykowi dokładając do tego nową wizje. "Evil Dead" jest unikalny w morzu remake'ów i w przeciwieństwie do innych filmów zdecydowanie posiada prawo do istnienia.
Recenzja może zawierać spoilery, nie pełne, ale jednak są w niej zawarte. Sic! Przecież to remake!;).
"Miejmy nadzieję, że nadal działa", mówi David (Shiloh Fernandez), gdy wkłada klucz do zamka drzwi jego rodzinnego starego domku w lesie. Ale oczywiście nie o klucz to chodzi, a o idee przerobienia kultowego klasyka z 1981 roku, który to klasyk wszczął karierę scenarzysty / reżysera Sama Raimi'ego, producenta Roberta Taperta i gwiazdki Bruca Campbell'a. Pomiędzy oryginalnym filmem i jego dwoma sequelami, "Evil Dead II" i "Army of Darkness", Raimi, Tapert i Campbell stworzyli jeden z najbardziej znanych horrorów wszech czasów. Ale to było trzydzieści lat temu. W międzyczasie, "Evil Dead" został kopiowany przez wiele innych filmów, a mimo to jego fabuła wciąż pachnie tak świeżo, jak piwnice pełne gnijących owoców i kocich trupów.
Reżyser obrazu Fede Alvarez doskonale wiedział jak chciał ująć remake i dlatego "Evil Dead" stał się sukcesem finansowym. Alvarez w swoim filmie zawarł jeszcze większą dawkę gore: rzygowin, krwi, poćwiartowanych kończyn, a wszystko to zaczyna się w momencie, gdy Eric otwiera starożytną księgę i recytuje z niej niepojęte, wyzwalające zło słowa. Od tego momentu "Evil Dead" staje się "mniej filmem", a więcej atakiem na zmysły, budując do samego końca trwałe i brutalne sekwencje, w których bohaterowie opętani przez duchy księgi wykonują ohydne akty do siebie i w stosunku do innych. To na pewno nie jest dla osób o słabym sercu, bowiem Alvarez pokazuje tą samą i jedną powtarzającą się drogę dopóki widz nie poczuje się rozbity jak postacie na ekranie. Można to nazwać swego rodzaju torturą by dokonać dezintegracji psychicznej, dlatego też obecna wersja jest bardziej dramatyczna i pozbawiona nieustannej groteski. Chociaż, w międzyczasie lejącej się na ekranie posoki, Alvarez mruga w kierunku wszystkich trzech poprzednich filmów "Evil Dead", zatem uświadczymy tutaj strzelby, piłę łańcuchową.
Mocne strony tego filmu pochodzą zarówno z przynależności do pojęć i działań oryginalnego filmu jak i odważnych chęci wyjścia poza te granice pierwowzoru i przedstawienia nowej wizji opętania. Jednym z najlepszych elementów remake'u w porównaniu do oryginału jest postać Asha. W obecnej wersji jest to David (Shiloh Fernandez). Ash stał się bohaterem kultowym, dlatego też trudne zadanie stało przed Shiloh Fernandezem, któremu udało się odwalić pod względem aktorskim kawał dobrej roboty oraz spełnić tym samym większość wymagań określonych przez Bruca Campbella, który grał Asha w 1981 roku ( każdy, kto oglądał pierwowzór filmowy doskonale zdaje sobie sprawę z groteskowego podejścia bohatera do sytuacji w jakiej się znalazł ).
Evil Dead to remake, który powinien być stworzony. Jest to w zasadzie tylko nieznacznie zmieniona i uaktualniona wersja filmu, który widzieliśmy już milion razy, ale udaje mu się jednak wykroić swoje własne odrębne i niezapomniane miejsce w Historii tej serii, ponieważ za tak mały budżet twórcy nie poszli na łatwiznę i nie zaserwowali nam odgrzewanego kotleta. Film pokazuje, wręcz manifestuje, że remake niekoniecznie musi oznaczać powtórkę z rozrywki.
Gorąco go polecam.
Gorąco go polecam.
0 komentarze :