Młode małżeństwo z trójką małych dzieci kupuje wymarzony dom. Ich początkowa radość zostaje jednak przerwana przez dziwne i niewytłumaczalne zjawiska, które towarzyszą im od momentu przeprowadzki. Po upadku z drabiny ich syn zapada w tajemniczą śpiączkę. Zrozpaczeni rodzice szukają zewsząd pomocy. Wkrótce przyjdzie im zadać sobie pytanie, czy to na pewno dom jest źródłem nękających ich zjawisk…(źródło filmweb).
Naznaczony zaintrygował mnie nie tyle niskim budżetem w wysokości 1,5 miliona dolarów, jakim dysponowała ekipa realizującą film, co wpływami z biletów sięgającymi 100 milionów! Dlatego tym bardziej byłem ciekawy efektu całości i tych wszystkich zachwytów nad tym obrazem.
Już samo intro wykreowane na retro styl zachęca do dalszego oglądania, mimo, że pierwsze dwadzieścia minut toczy się dość jałowo i nie zwiastuje nic szczególnego, a wręcz najzwyczajniej w świecie przynudza. Ale z minuty na minute akcja rozkręca się i te wpływy, jakie osiągnął „Naznaczony”, w końcu zaczynają mieć racje bytu. W pewnym momencie można odnieść wrażenie, że „Naznaczony” to zbitka klasyków horroru takich jak: „Duch”, „Egzorcysta”, „Koszmar z ulicy wiązów”. I nic bardziej mylnego. Gdy to sobie uświadomiłem, czułem lekką irytacje, że ktoś postanowił wykorzystać owe klasyki i wypuścił na rynek film, mówiąc: „ to zupełnie unikalne podejście do tematu”. Faktycznie, muszę się z tym w tej kwestii zgodzić, bowiem reżyser tak doskonale sklecił cały obraz, że ten swoisty misz masz pomysłów zaczerpniętych z innych horrorów nadał całości wyjątkowy odbiór, coś od czego nie można oderwać oczu, a to akurat za sprawą spójnego scenariusza, w którym dobrze zostali nakreśleni bohaterowie (ich losami emocjonujemy się do samego końca).
Ostatnie kilkadziesiąt minut filmu to mistrzostwo w swojej prostocie, bo w jaki sposób wymyślić scenografie imitującą inny wymiar mając dodatkowo ograniczone możliwości finansowe? Wystarczy wziąć jakąś lampę z żarówką dającą osobliwe światło, dodać trochę wszech obecnego dymu, pogasić światła, ująć te prostotę kamerą i proszę bardzo, mamy banalnie skonstruowaną scenografię, co wcale nie musi być minusem. Nie obeszło się oczywiście bez słabych punktów, bo jak wspomniałem, początek filmu prowadzony jest monotonnie i usypiająco. Czasami też niektóre sceny ze względu na ubogą charakteryzacje potrafią wywołać uśmiech, ale należy pamiętać, że przy tak niskim budżecie ta i tak wypadła przyzwoicie.
Więc na czym właściwie polega fenomen "Naznaczonego"? Ciężko jednoznacznie stwierdzić. To jest tak ja z kreaturą obcego - jest genialny w swojej prostocie.
0 komentarze :