Dredd po raz kolejny stanął wymierzyć sprawiedliwość wielkokalibrową spluwą! On sam w sobie stanowi prawo. Ciekawe więc, jaką karę by mi przyszykował przeczytawszy tę recenzję;), do której zapraszam.
Poprzedni film (w postać Dredd'a wcielił się Sylwester Stallone) z 1995 roku względem komiksu nie był dobry, ale jako twór filmowy z klimatem lat dziewięćdziesiątych, wypadł całkiem przyzwoicie. Jak zatem prezentuje się „Dredd 3D”? Już pierwsze kadry filmu ukazują jego bolączkę, jaką jest sterylna, pozbawiona futuryzmu scenografia, która wyraźnie odbiega swoim charakterem od komiksu, jak również od filmu ze Stallone, co może zaskakiwać biorąc pod uwagę niemały budżet. W filmie „Dredd 3D” jedynym przejawem zdeprawowanego miasta, w którym ewidentnie brakuje, jakby to ująć, mocnego „pierwiastka zła”, są ogromne piętrzące się, usadzone w różnych miejscach miasta bloki. Ale nawet one pozostawiają wiele do życzenia od strony wizualnej, gdyż rażą swoją sztucznością, znaczy się fatalną animacją komputerową. To tak jakby zbudować drapacz chmur z klocków lego wokół innych wieżowców. Chcę przez to powiedzieć, że podczas najazdów kamery na te wielkie gmachy ewidentnie widać, że kłócą się z niezmienioną i cholernie współczesną architekturą całego miasta; pewnie stąd też wynika moje poczucie braku futuryzmu w filmie oraz to, że akcja odbywa się w jednym z takich budynków. Cóż, taki zabieg daje duże oszczędności, a jednocześnie bazując na popularnej postaci generuje olbrzymie zyski, na czym w pewnym momencie traci niezłe tempo akcji, bo ta prędzej czy później nuży przez monotonną scenografię.
Fabuła? Praktycznie jej nie uświadczymy. Dredd, by wydostać się z pułapki, w jaką wpadł wraz ze swoją młodą towarzyszką rekrutem, musi zabić dziwkę trzymającą pieczę nad zabezpieczeniami budynku. Ot cała fabuła. Apropos Dredda… Czasami uśmiechałem się patrząc na jego wyraz twarzy, gdyż w przeciwieństwie do Sylwestra Stallone, który posiada już pewne zniekształcenia;), Karl Urban musiał nieźle się wysilać, aby oddać efekt twardziela, ale w ogólnym rozrachunku jako „Sędzia” tłumiący swój egzystencjalny gniew, wypadł przekonująco i wiarygodnie, a co ważniejsze, nie zdejmował objętego mistycyzmem hełmu (tak jak w komiksie), co wielu wytykało poprzedniemu filmowi ze „Slajem”. Jeżeli chodzi o jakieś minusy w postaci Dredda, to można przyczepić się do braku charakterystycznego uniformu sędziowskiego, takiego jak w komiksie.
Wiem, że do tej pory tylko marudzę, ale żeby nie było, napisze, że od strony technicznej obraz wygląda wyśmienicie. Już na pierwszy rzut oka zauważyć można solidny warsztat ekipy filmowej. Montaż, zdjęcia, skoczna muzyka przygrywająca w największych scenach rozwałki mogą dawać nie małą przyjemność podczas seansu. Lecz na tym się kończy.
Czy film został zrealizowany w duchu komiksu? Nie jestem tak do końca przekonany... Może jeśli chodzi o postać samego Dredda, to w jakimś stopniu przybliżył się do komiksowego pierwowzoru, ale moim zdaniem przez te minusy, które opisałem, odbiór świata w jakim żyją sędziowie jest zupełnie inny niż ten po przeczytaniu komiksu. Nie mogę napisać, że zawiodłem się na tym filmie, bo jakoś specjalnie na niego nie czekałem, ale też nie mogę rzec, że jestem nim zachwycony; włączyłem, obejrzałem, zapomniałem.
Czy film został zrealizowany w duchu komiksu? Nie jestem tak do końca przekonany... Może jeśli chodzi o postać samego Dredda, to w jakimś stopniu przybliżył się do komiksowego pierwowzoru, ale moim zdaniem przez te minusy, które opisałem, odbiór świata w jakim żyją sędziowie jest zupełnie inny niż ten po przeczytaniu komiksu. Nie mogę napisać, że zawiodłem się na tym filmie, bo jakoś specjalnie na niego nie czekałem, ale też nie mogę rzec, że jestem nim zachwycony; włączyłem, obejrzałem, zapomniałem.
0 komentarze :